Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bielsko-Biała: Przepytaliśmy kobiety w mundurach o poczatkach służby, pracy i żuciu po służbie.

Jacek Drost
Przede mną trzy panie. Jedna jest z policji, druga - ze straży pożarnej, trzecia - straży miejskiej. Podpytuję m.in., jak trafiły do służby i co robią po pracy? Bielszczanek w mundurach wysłuchał Jacek Drost

Jako dziewczynka nigdy nie bawiłam się zapałkami, nie miałam zapędów pirotechnicznych i nie dlatego zdecydowałam się na pracę w straży pożarnej - mówi mł. kpt. Patrycja Pokrzywa, oficer prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Bielsku-Białej.
POCZĄTKI: Dorastałam w domu, w którym dziadek był strażakiem, tata - strażakiem, mój mąż jest strażakiem, nawet synowi mieliśmy dać na imię Florian, ale z tego zrezygnowaliśmy. W liceum nie myślałam, by iść do straży, ale w końcu na coś trzeba było się zdecydować, tymczasem żaden kierunek studiów nie gwarantował pewnej pracy. Wtedy kolega z prewencji podsunął tacie pomysł, bym spróbowała pracować w straży pożarnej. Po trzymiesięcznych przygotowaniach dostałam się do Szkoły Głównej Pożarnictwa w Warszawie. Nie było łatwo, bo dla około 170 kobiet było tylko siedem miejsc. Mimo że codziennie biegałam, podciągałam się na drąż-ku, to zdecydowanie najcięższe były testy sprawnościowe. Ale udało się.
O PRACY: W bielskiej straży kobiety pracują głównie w części administracyjnej. W zastępach bojowych, wyjeżdżających do pożarów, nie ma żadnej pani. Wiąże się to z tym, że gdyby na przykład młoda dziewczyna chciała mieć potomstwo, a jednocześnie pracować w zastępach bojowych, to byłoby za duże ryzyko. Mówi się także, że kobieta, która pojechałaby do pożaru, nie wyniosłaby mężczyzny. To nie do końca prawda. Uczestniczenie w akcji bojowej to praca zespołowa. Do pożaru jedzie kilka osób i wszystko da się zrobić.
Pracuję w wydziale, gdzie są sami mężczyźni. Pracuje się z nimi dużo łatwiej niż z kobietami, bo wyznają zasadę, że jeśli między nimi jest problem to - mówiąc ogólnie - jeden drugiemu da w zęby i po sprawie, sytuacja jest czysta, nie ma niedomówień. Z kobietami tak nie bywa. Ale kobiet się nie docenia. Muszą posprzątać, ugotować, iść do pracy i jeszcze tak wszystko poukładać, żeby dobrze funkcjonowało.
PO SŁUŻBIE: Jeszcze pół roku temu po pracy zawsze biegałam, ale jak nam się urodził Tomuś, to świat wywrócił się do góry nogami, czas niewyobrażalnie skrócił i na wszystko go brakuje. Mimo to uważam, że dzień bez sportu to dzień stracony, dlatego do pracy jeżdżę na rowerze, żeby chociaż w taki sposób mieć kontakt ze sportem. To najlepszy sposób, żeby się "zresetować".

Czy pamiętam moment, kiedy pierwszy raz zakładałam mundur? Tak. Dziwne czułam się w tym czarnym uniformie - wspomina aspirant Gabriela Kubica z Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej.
POCZĄTKI: Już w liceum zaczęłam się zastanawiać, co dalej robić. Później poszłam na studia ekonomiczne. Zakończyłam je i musiałam się na coś zdecydować. Pomyślałam, że spróbuję do policji, a jeśli się nie uda, to będę szukać czegoś innego. Na pew-no na ten wybór miały wpływ kryminały i filmy o policjantach. Nie dostałam się od razu do policji, ale w końcu udało się. Kiedy przyjmowałam się do służby w 2003 roku, to do policji ciężko się było dostać, było w niej wówczas tylko jakieś 10 procent kobiet. Pamiętam pierwsze dni w szkole policyjnej - dyscyplinę, hierarchię, oddawanie honorów przełożonym. Dla każdego, kto nie miał z tym wcześniej styczności, to był lekki szok. Ale później człowiek przyzwyczaja się. Znajomi, jak się dowiedzieli, że poszłam do policji, stwierdzili, że oszalałam. Rodzice z kolei ucieszyli się.
O PRACY: Pracuję na stanowisku kierowania, popularnie zwanym dyżurką. Głównie odbieram telefony 997 i 112, po czym wysyłam patrole do różnych zdarzeń, zarządzam też bieżącą pracą na miejscu. Służba jest ciężka, bo praca z ludźmi nigdy do łatwych nie należy. Trzeba mieć niesamowitą podzielność uwagi, bo tu ktoś dzwoni, ktoś przychodzi i o coś pyta, ktoś dzwoni ponownie i tak na okrągło. I trzeba mieć niesamowitą odporność psychiczną, bo ludzie w stosunku do policji czy straży miejskiej miewają postawę roszczeniową - ja dzwonię, ja płacę za was podatki, ja wymagam. Jak w ciągu dnia nie usłyszę z pięć razy, że ktoś na mnie płaci podatki, to jest święto (śmiech). A patroli tyle jest ile jest i czasami trzeba poczekać na przyjazd policji, bo bywa że mamy kilka zdarzeń w jednym czasie. Odbierając sto telefonów można zachować spokój, ale wystarczy jeden, by ktoś coś powiedział i można się zdenerwować. Wtedy najlepiej wzięć trzy głębokie wdechy, odczekać 10 sekund i później wszystko się układa. Ale lubię swoją pracę, czuję satysfakcję, kiedy ludziom uda się pomóc.
PO SŁUŻBIE: Moją pasją są podróże. Staram się raz w roku pojechać gdzieś za granicę. Na co dzień zajmuję się czterema bernardynami. Jest przy nich co robić. W ten sposób można rewelacyjnie odreagować wszystkie stresy.

Jadąc na interwencję zawsze odczuwa się stres, bo nigdy nie wiadomo, kogo tam zastaniemy. W takich sytuacjach przydaje się kobieca intuicja, kobiece podejście do ludzi - mówi strażnik Elżbieta Daniel z bielskiej Straży Miejskiej.
POCZĄTKI: Zawsze chciałam pracować w służbach mundurowych, może to wynika z mojego charakteru. Zamierzałam się przyjąć do służby celnej, ale wtedy celników zaczęto przenosić na wschodnią granicę i moje plany legły w gruzach. Zaczęłam szukać jakiejś innej służby. W 2007 roku zapotrzebowanie w straży miejskiej na ludzi było dość duże, bo sporo osób przesz-ło do policji. Zdecydowałam się więc na straż miejską. Były rozmowy kwalifikacyjne, testy sprawnościowe - przysiady, brzuszki, bieganie. Nie miałam z tym problemów.
O PRACY: Praca jest ciężka, trzeba mieć silną psychikę. Wiadomo, jak społeczeństwo pos-trzega policję czy straż miejską. Na co dzień pracujemy z ludźmi. W dzień spotykamy innych, w nocy innych. A tak naprawdę nigdy nie wiadomo na kogo trafimy. Stres jest zawsze. Jadąc na interwencję spodziewamy się pięciu osób, a jak przyjeżdżamy na miejsce okazuje się, że jest ich 20. W wielu sytuacjach kobieca intuicja podpowiada mi jak się zachować na takich interwencjach - na kogo uważać, z jak kogoś wylegitymować, kto jest przywódcą grupy, kto agresywny, a kto spokojny. I prawdę mówiąc nigdy nie spotkałam się ze złą reakcją, że na interwencję przyjechała kobieta w mundurze. Niektórzy nawet chcą, żebym to właśnie ja ich wylegitymowała. Jak te nocne dyżury, interwencje przyjmuje mąż? Żartuje, że tak do końca nie wie, co my tam robimy. Ale tak na poważnie to przejmuje się, dzwoni, prosi, żebym co jakiś czas dawała mu znać, jak nam idzie. Jednak, że nie wyobrażam sobie innej pracy. Kiedyś zaczęłam studia ekonomiczne. Jak mnie posadzili za biurkiem, dali jakieś papierki, to po roku zrezygnowałam. Później cztery lata pracowałam w firmie transportowej. Jakbym teraz miała iść za biurko, to bym podziękowała. Dla mnie takie siedzenie za biurkiem byłoby zabójstwem. Muszę być w ruchu, cały czas musi się coś dziać.
PO SŁUŻBIE: Jak zrzucam mundur, to w domu jestem najpierw mamą - syn jest najważniejszy. Wiadomo, są obowiązki domowe, zakupy, gotowanie, ale znajdujemy czas, żeby z mężem iść do kina czy coś pozwiedzać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczyrk.naszemiasto.pl Nasze Miasto