Swojego ojca przy pracy w bielskiej redakcji "DZ" wspomina Krzysztof Imielski, cieszyński lekarz i felietonista naszego tygodnika powiatowego "DZ Cieszyn": "Kiedy byłem ostatnio w bielskiej redakcji?
Mam wrażenie, że nie tak dawno. Za biurkiem siedział mężczyzna o siwiejących skroniach i poważnym spojrzeniu, ale uśmiechnął się, widząc mnie w drzwiach. Krzysiu, mam jeszcze coś do napisania - powiedział. Zaniesiesz ten list na pocztę? Ten barczysty pan - to mój ojciec, Władysław Imielski. Duża, brązowa koperta ma nadruk: "LIST DWORCOWY. Przewóz oznaczonym kursem pocztowym. Pilny materiał prasowy!". Czuję się jak posłaniec niosący ważny meldunek. Drąży mnie ciekawość: co też kryje się w tej przesyłce? Ile lat upłynęło od tamtej chwili? Siedzę przy komputerze. Gdyby teraz ojciec stanął w drzwiach, pewnie by w milczeniu patrzył, jak tekst powstaje na ekranie. Na swoim biurku miał maszynę do pisania i telefon, prócz tarczy numerowej wyposażony w dwa przyciski - do łączenia z miastem, albo z panią sekretarką. Niektóre teksty dyktowało się wprost do Katowic. Po drugiej stronie korytarza, w osobnym pomieszczeniu był dalekopis, czyli teleks. O ile pamiętam, tekst zapisywano przy pomocy maszyny, dziurkującej taśmę papierową. Taśmę tę następnie szybko przepuszczano przez aparat nadawczy. Dzięki temu połączenie trwało krócej, niż pisanie (...). Głównym narzędziem pracy ojca był jednak długopis i papier (...) A gazeta? Nie była kolorowa, nie miała tylu stron. Pierwszą zajmowały poważne tytuły, często zdjęcia przywódców politycznych. Ciekawostki były ukryte w głębi numeru. Ostatnia strona w dni powszednie przynosiła informacje lokalne. Najchętniej oczywiście czytałem te sygnowane (w). Dotyczyły na ogół powiatu bielskiego. (...) Dziennik bardzo się zmienił (...) I tylko Gwidon Miklaszewski jak dawniej pociesza nas rysunkami, które w sobie tylko wiadomy sposób przesyła wciąż z nieba. W czasach mojego dzieciństwa tata wychodził na pociąg, kiedy jeszcze spałem. Codziennie dojeżdżał z Cieszyna do Bielska. Gdy wracał, też już spałem. Jeżeli miał dużo pracy, nieraz nocował w redakcji. W tych latach moim ostatecznym argumentem w konfliktach z rówieśnikami bywała groźba: zobaczycie, mój tata was opisze w gazecie! No cóż, bardzo wcześnie doceniłem rolę prasy w społeczeństwie. (...) W drugiej bodaj klasie pani nauczycielka poprosiła mnie, by ojciec przyszedł do szkoły, choć wyjątkowo nic nie przeskrobałem. Cel był inny - na lekcji polskiego opowiedział nam, jak powstaje gazeta. Z przejęciem słuchaliśmy o odpowiedzialnej pracy publicystów, ogromnych maszynach rotacyjnych. Pani nam mówiła, byśmy szanowali każdy kawałek zadrukowanego papieru, bo kryje się za nim ciężka praca ludzka (...).
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?